Grzegorz Wagner. Życie w Nowej Hucie, balety w Krakowie

Grzegorz Wagner fot. Mateusz Chwajoł/Zarząd Infrastruktury Sportowej w Krakowie

Po wielkiej nowohuckiej siatkówce zostały tylko wspomnienia. Swoją cegiełkę do sukcesów dołożył Grzegorz Wagner.

Syn legendarnego Huberta Jerzego Wagnera trafił do Hutnika w 1985 roku. Premierowy sezon przyniósł Grzegorzowi pierwsze seniorskie trofeum – brązowy medal mistrzostw Polski. Kolejne rozgrywki to kolejne – srebrny i złoty – krążki zespołu trenera Jerzego Piwowara, ale już bez młodego Wagnera, który musiał odbyć dwuletnią służbę wojskową.

Po powrocie rozgrywający pomógł obronić mistrzostwo. Był jeszcze srebrny medal w kolejnych rozgrywkach i triumf w Pucharze Polski, ale siatkarska sekcja powoli zaczęła upadać. Wagner zamienił Nową Hutę na Bielsko-Białą. Dziś jest dyrektorem Szkoły Mistrzostwa Sportowego PZPS w Szczyrku.

– Kraków i Nowa Huta to ważna część mojego życia. Kiedyś ze względu na grę w Hutniku, teraz przez organizowany tu od kilku lat memoriał mojego ojca w Tauron Arenie – mówi Grzegorz Wagner.

Podkreśla, że życie dwudziestokilkulatka (urodził się w 1965 roku) nie kręciło się tylko wokół siatkówki. – Jego towarzyska część nie cierpiała. Mieszkałem m.in. w hotelu sportowym razem z zawodnikami innych sekcji, więc było to bardzo wesołe miejsce – wspomina z błyskiem w oku.

Choć z pracą w hucie nie miał nic wspólnego, miał etat elektryka w Kombinacie. Tam jadał też obiady, lepsze jakościowo od tych, które otrzymywali robotnicy.

Wyrozumiały trener

„Byłem krnąbrnym dzieckiem. Bójki w szkole, chodzenie po dachach i inne wygłupy były na porządku dziennym (…) Moje relacje z ojcem były trudne. Wychowywał mnie w taki sposób, że raz w tygodniu, słusznie czy nie, spuszczał mi lanie, mówiąc, że na pewno coś przeskrobałem – pisał w biografii Huberta Jerzego Wagnera „Kat”, której jest współautorem.

Jako sportowiec też nie potrafił usiedzieć w miejscu. Po treningach na parkiecie był czas na zabawę. – Nie byłem i nie jestem mistrzem tanecznego parkietu, ale Klub Pod Jaszczurami był miejscem, które często odwiedzałem. Wcześniej wypiło się jakieś piwko w jednym z hoteli niedaleko Wisły. Nazwy, niestety, już nie pamiętam– mówi.

Twierdzi, że trener Jerzy Piwowar musiał być wyrozumiały, bo na trening nie zawsze przychodził „świeży”. Szkoleniowiec po latach albo nie pamięta, albo nie chce pamiętać, że od czasu do czasu musiał przymykać oko.

– Grzegorz był profesjonalistą i o naszej współpracy nie mogę powiedzieć złego słowa – przekonuje Piwowar, gdy pytamy go o byłego reprezntanta Polski.

Nowohucka siatkówka zniknęła jak pomnik Lenina, choć były próby jej odbudowy. Piwowar na co dzień nie myśli o sukcesach, których był ojcem jako zawodnik i trener.

– Od wspominania sytuacja się nie zmieni. Nie ma pieniędzy, nie ma drużyny. Jestem na emeryturze, mam inne zajęcia – twierdzi.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Nowa Huta
comments powered by Disqus