Kręta droga z os. Hutniczego do mistrzostwa Anglii

fot. JG

Historia Marcina Wasilewskiego pokazuje, że droga do nieba często prowadzi przez piekło. Wychowanek Hutnika, dziś gracz Wisły, jest przykładem człowieka i sportowca, który nigdy się nie poddał.

39-latek przeszedł w życiu więcej niż niejeden staruszek. Gdy miał 22 lata, pochował matkę. Kilka lat później zmarł mu ojciec. 30 sierpnia minie dziesięć lat od meczu ze Standardem Liege, w którym rywal prawie urwał mu nogę. Widok zmasakrowanej kończyny wywoływał przeważnie dwie reakcje – łzy lub odwracanie wzroku.

Groziło mu kalectwo

– Jeśli taki twardziel jak on krzyczy tak głośno, że słychać go przez dwie ściany, to znaczy, że ból musiał być nieprawdopodobny – mówił Ariel Jacobs, ówczesny trener Anderlechtu

Po faulu Axela Witsela w niespełna rok sześć razy kładł się na stół operacyjny. Groziło mu kalectwo, ale po ośmiu miesiącach wrócił do treningów i gry na wysokim poziomie. Symbolicznie, na siedem minut, wszedł na boisko w spotkaniu ostatniej kolejki belgijskiej ekstraklasy przeciwko St. Truiden. To był ten sam sezon 2009/2010, na którego początku przeżywał dramatyczne chwile.

Wiosną tego roku pękła mu łąkotka w kolanie i musiał pauzować. Zanim jednak poszedł pod nóż, pomógł drużynie ograć 4:0 Legię Warszawa, biegając po boisku z poważną kontuzją.

Niektórzy znów wieszczyli, że to koniec jego kariery. Więksi optymiści przewidywali, że wróci w następnym sezonie. Tymczasem były reprezentant Polski po miesiącu ekspresowej rehabilitacji znów był gotowy do walki.

– To dla mnie bardzo ważny piłkarz. Nie patrzę na metrykę, liczy się forma. Jego powrót po operacji łąkotki pokazuje, jak mocno jest zdeterminowany, by być gotowym do gry i by pomagać zespołowi – mówił Maciej Stolarczyk, szkoleniowiec Białej Gwiazdy.

Gdy latem obserwowaliśmy wiślaków podczas obozu w Warce, Wasilewski wykonywał ćwiczenia zalecone przez trenerów z tak dużą pasją, jakby był nie u schyłku, a progu kariery. Młodzi piłkarze mają z kogo brać przykład.

Ścigał się nawet z autokarem

W końcu mają obok siebie 60-krotnego reprezentanta Polski i mistrza Anglii z Leicester. Na Wyspy Brytyjskie miał się przenieść wcześniej, ale plany pokrzyżowała kontuzja. Mimo wszystko dopiął swego i doszedł do mistrzostwa Anglii okrężną droga. Najpierw awansował z „Lisami” do Premier League, potem pomógł w utrzymaniu zespołu, a następnie był częścią drużyny, która sensacyjnie wygrała rozgrywki.

Choć w mistrzowskim sezonie 2015/2016 wystąpił tylko w czterech spotkaniach, był ważną postacią szatni.

– Praca z Marcinem była absolutną przyjemnością. Jego wpływ na drużynę i poświęcenie wykraczają daleko poza to, co widać na boisku. To jeden z największych profesjonalistów, z jakim kiedykolwiek pracowałem – rozpływał się w zachwytach trener Craig Shakespeare, gdy w maju żegnał odchodzącego piłkarza.

„Wasyl” potrafił gonić za marzeniami jak za autokarem, którym jako junior Hutnika podróżował na jeden z meczów. Założył się z kolegami, że będzie na górce szybciej niż autokar. Wyskoczył więc tylnymi drzwiami i zaczął biec.

W 1997 roku był członkiem mistrzowskiej drużyny ze Suchych Stawów, która wygrała krajowe rozgrywki juniorów młodszych. Ci, co mieli talent, nie zrobili karier. Wasilewski miał trudniej, ale sięgnął nieba dzięki tytanicznej pracy.

– Marcin sercem do wszystkiego doszedł, bo wirtuozem nazwać faktycznie go nie można. Na boisku taki surowy, byli lepsi od niego. Ale miał charakter. Nikogo nie pytał, czy trzeba iść na trening – opowiadał „Gazecie Wyborczej” Waldemar Kocoń, który prowadził go w juniorach.

– Nigdy nie stosował półśrodków i tak jest do dziś. Do meczu na orliku podchodzi jak do spotkania o mistrzostwo świata – podkreśla Krzysztof Przytuła z rocznika 1979, jeden z tych, którym wróżono większe kariery.

Po powrocie do Polski nie przeszedł na sportową emeryturę. Ćwiczył z trenerem personalnym i gościnnie trenował z Kalwarianką. Pod koniec 2017 roku trafił do Wisły, o której marzył jako dzieciak, gdy kopał piłkę na asfaltowym boisku na osiedlu Hutniczym. Kilka razy był blisko Białej Gwiazdy, ale trafił do klubu dopiero przez 40-tką.

Zastanawiał się, czy da radę. Odpowiedź na jego pytanie przyszła bardzo szybko i była pozytywna. Po powrocie do Polski rozegrał w ekstraklasie 45 spotkań. Ten sezon zaczął na ławce, ale niech nikt nie myśli, że się poddał. Bo walkę ma we krwi.

Gdy zimą przyszłość Wisły jawiła się w czarnych barwach, był jednym z dwóch piłkarzy – razem z Pawłem Brożkiem – który nie złożył oficjalnego pisma o zapłatę zaległości. Nie zdecydował się jednak, jak Kuba Błaszczykowski, na grę za symboliczną kwotę. Część jego nowego, rocznego kontraktu, będzie opłacała Socios Wisła. Członkowie stowarzyszenia przekażą na ten cel 300 tysięcy złotych.

Największe sukcesy Marcina Wasilewskiego:

4 mistrzostwa Belgii z Anderlechtem

1 mistrzostwo Anglii z Leicester

60 meczów w reprezentacji, w tym spotkania na Euro 2008 i Euro 2012

comments powered by Disqus